Zastanówmy się, jak kształtuje się nasze życie obecnie. Prawdopodobnie pracujemy od 9 rano. W zasadzie jest nam to na rękę – odbijamy sobie czasy, kiedy chodziliśmy na laboratoria na 7.30. Wychodzimy z pracy o 17, w powrocie towarzyszą nam korki, musimy jeszcze zrobić zakupy… i w efekcie do domu docieramy o 19 – 20. Późno, a jutro idziemy do pracy. Studiując, często wychodziliśmy na jakieś piwko albo zasiedzieliśmy się u kolegi. Pracując, nikt nam nie wybaczy nieobecności. Zostajemy więc w domu, a nasz dzień w zasadzie już się kończy.
Jesteśmy jednak zafascynowani nowym zajęciem i ten stan utrzymuje się przez jakiś czas. Czujemy się jak po zdobyciu szczytu wielkiej góry o poranku. Po chwili, podobnie jak o poranku w górach, mgła się rozchodzi i widzimy za szczytem, który zdobyliśmy, kolejne, większe i wspanialsze. Okazuje się, że to, czego oczekiwaliśmy, czyli idealne prowadzenie projektów, projektowanie architektury czy pokrywanie wszystkiego testami nie zawsze znajduje odzwierciedlenie w naszej pracy. Po paru latach takiego egzystowania okazuje się, że jesteśmy już specjalistami w technologiach, które wykorzystuje się w naszej firmie. Czujemy się mocni, a jednocześnie zaczyna nam ciążyć nuda i frustracja. Co zrobić, kiedy pojawia się wypalenie? Czy faktycznie jest to wypalenie? Czy po prostu chmury nas otaczające rozwiewają się i okazuje się, że są lepsze szczyty, a szlaki do nich prowadzące nie pokrywają się z naszą dotychczasową drogą.